W piątek prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki ogłosił na konferencji prasowej, że w związku ze światowym kryzysem będzie ograniczał wyjazdy służbowe. Zarówno swoje, jak i swoich pracowników. Wielu łodzian powiedziało wtedy: wreszcie!
Jerzy Kropiwnicki znany jest z tego, że w ciągu sześciu lat swej prezydentury wyjeżdżał za granicę bardzo często. Wydaje się - zbyt często. Dlatego taka deklaracja mogła dziwić (znając prezydenta Łodzi), ale przyznam, że mnie osobiście bardzo ucieszyła. Teraz, kiedy wszyscy mówią o kryzysie, powinno się oszczędzać i ograniczać zbędne wydatki.
Dlatego też dziwić może dzisiejszy wyjazd prezydenta Kropiwnickiego na misję społeczno - gospodarczą do Armenii. Misja trwa trzy dni. W ramach niej prezydent Łodzi spotka się m.in. z ambasadorem Polski w Armenii (!), merem Vanadzoru oraz głową Kościoła Ormiańskiego. Wszystkie koszty misji pokrywać będzie budżet miasta (ponad 21 tys. złotych).
Po co dokładnie prezydent pojechał do Armenii tego nie wiadomo. Na stronach internetowych UMŁ możemy przeczytać, że "celem misji jest zapoznanie się z potencjałem gospodarczym oraz ekonomicznym Armenii, a także możliwościami jego rozwoju i nawiązaniem ewentualnej współpracy. W Vanadzorze Miasto Łódź pokaże prezentację gospodarczą, w której przedstawione zostaną etapy przekształceń oraz kierunki rozwoju naszego miasta".
Czy ten wyjazd naprawdę był konieczny? I to z udziałem prezydenta miasta? Wydaje mi się, że taka misja "rozpoznawcza" mogłaby, jeśli w ogóle, składać się jedynie z urzędników Biura Rozwoju Przedsiębiorczości i Miejsc Pracy lub z Biura Promocji, Turystyki i Współpracy z Zagranicą. Skoro ma być w przyszłości nawiązana "ewentualna" współpraca to prezydent mógł zostać w Łodzi. Ze względu na oszczędności i ... wielość problemów, które w Łodzi trzeba na bieżąco rozwiązywać.